DENÍK AHA!
Z Prahy do Gdaňska za 42 dnů! Po trase římských kupců
PRAHA – Trasu dlouhou více než 800 kilometrů si naplánovala paní Miroslava Stroiňská (49). Chce zmapovat cestu římských kupců z počátku našeho letopočtu a z Prahy by ráda došla až na pobřeží Gdaňska. A to pěšky a za neuvěřitelných 42 dnů!
„Na toto téma jsem napsala diplomovou práci, a tak mě zajímalo, jak by taková trasa vypadala v praxi,“ svěřila se exkluzivně našemu deníku sympatická žena, která je původem z polské Poznani. Začala proto nejprve sbírat materiál a cvičit se v chůzi.
Do pěší turistiky se poprvé pustila před dvěma měsíci. „Nejdříve jsem si vyšla jen v sobotu, pak jen v neděli, pak jsem spojila oba dny,“ prozradila. Bez tréninku by si totiž na tak dlouhou cestu netroufla. (...)
Dnes ráno kolem páté hodiny její cesta začíná v pražských Vysočanech a první zastávka je v Mochově. Na poznávací výlet si vzala měsíc dovolené. „Když k tomu připočtu soboty a neděle, vychází zhruba 42 dnů, které mám na zdolání celé trasy,“ říká nevšední turistka. Zastávky naplánovala přesně v místech, kde sídlili původní osadníci české kotliny na přelomu tisíciletí. „Podle historických pramenů jsem zjistila, kde měli svá sídla. Našly se tam například hroby, vykopávky, římské vázy a podobně,“ prozradila Aha!
Už teď však odvážná žena ví, že všechna města nenavštíví. „Například z Prahy bych měla přijít nejprve do Tuklat a pak až do Mochova, ale to bych si cestu o dva dny prodloužila,“ vysvětluje nad mapou. „Stejné je to s městem Nepolisy, kde také měli římští kupci svou zastávku. Ani tam se nepodívám.“
Denně chce žena ujít v průměru 20 až 30 kilometrů. „Někdy to bude 18 kilometrů, jindy 28, celkem asi 831,“ projela paní Stroiňská prstem trasu na mapě.
Pít bude čistou vodu a jíst, co se dá. „Housky, pečivo, ale určitě i minimálně jedno teplé jídlo denně.“ A spát chce v hotelích. „Ale překvapily mě ceny. Počítala jsem kolem 200 až 300 korun za nocleh a tady v Praze jsem zaplatila 650!“ Po cestě by prý také ráda oslovila místní obyvatele a popovídala si s nimi. Věří, že se od nich dozví něco více.
Deník Aha! bude nezvyklou pouť Miroslavy Stroiňské sledovat.
Naplánovaná trasa - celkem: 830,9 km
Miroslava Stroiňská na ní pracovala 3
měsíce a vycházela přitom z historických pramenů
● Z Prahy – Vysočan, přes Mochov, Poděbrady,
Chlumec, Hradec Králové, Městec, do Hranic (celkem 149,5 km)
● pak do Wroclawi (celkem 131,3 km)
● do Kalisze (134,3 km)
● do Otloczynu (199,8 km)
● na Gdaňský výběžek – mezi Gdaňskem a městem Oliwa (216 km)
Autor: (dam)
Foto AHA!: Martin PŘIBYL
30.7.2006
Hradec Králové - V úterý a včera se lidé na Hradecku mohli na silnicích setkat s 49letou Polkou, která putuje pěšky z Prahy do své domoviny a možná ještě dál. "Mám namířeno do Wroc-lavi, ale ráda bych se vydala ještě dál, třeba až do ruského Kaliningradu. Uvidíme, jak budou stačit síly, a taky peníze," řekla nám Miroslava Stroiňska z Poznaně. K pochodu ji inspirovala její diplomová práce věnovaná pražskému Josefovu a chuť projít někdejší kupeckou cestu. V neděli došla z Prahy do Sadské u Nymburka. V pondělí přespala v Kněžičkách na Chlumecku, odkud v úterý vyšla do Hradce Králové. Cestou z Nepolis do Stěžer ji kromě bolestí nohou potrápila žízeň. "Obchody i hospody byly zavřené, tak jsem sbírala jablka," řekla žena, která včera po noclehu v krajském městě vyrazila k České Skalici. Dnes vkročí na polské území.
Fotografie: Miroslava Stroiňska vyrazila po včerejším noclehu v Hradci k hranicím.
Fotografie: David Taneček
(čer)
Vyšlo v: Hradecké noviny - 3.8.2006
radio Merkury
Wędruje bursztynowym szlakiem
Kontuzja nogi spowodowała przerwę w marszu, ale wędrująca Szlakiem Burszynowym Mirosława Stroińska, nie poddaje się. Po kuracji w rodzinnym Poznaniu wróci wkrótce do Wrocławia, by kontynuować pieszą wyprawę.
Poznanianka wyruszyła 30 lipca z czeskiej Pragi. Pokonała już ponad 250 kilometrów, a przed nią jeszcze prawie trzy razy tyle. Po drodze wiele razy przemokła. Szukając historycznej trasy - nadrobiła też kilometrów. Wybiera drogi boczne - polne i leśne - takie, jakimi przed wiekami poruszali się kupcy. Mirosława Stroińska chciałaby pisać pracę magisterską na ten temat.
Zamierza dotrzeć na Wybrzeże Gdańskie, a - jeśli się uda - jeszcze dalej na Półwysep Sambijski w Rosji. Cała trasa to ponad 900 kilometrów. Dziennie pokonuje od 20 do 30 kilometrów, choć ostatnio - gdy z powodu powodzi na południu Polski trudno było o nocleg - w ciągu jednego dnia przeszła 50 kilometrów.
Pod koniec tygodnia poznanianka powinna dotrzeć do Kalisza. Marsz planuje zakończyć na początku września.
Magdalena Mańkowska, dodano: 2006-08-15 00:00
Dziennik Bałtycki
Powiat tczewski. Poznanianka na szlaku bursztynowym
Kiedy przemierza kolejne kilometry historycznego szlaku bursztynowego ludzie patrzą na nią z niedowierzaniem. Ma za sobą już kilkaset kilometrów wędrówki. W niedzielę dotarła do Tczewa, a dzisiaj wyrusza w kierunku Gdańska. Mowa o 49-letniej poznaniance, Mirosławie Stroińskiej. To jej pierwsza tak poważna piesza eskapada.
Do
wyprawy przygotowywała się przez trzy miesiące. Dziennie w weekendy
pokonywała średnio 20 km.
- Za cel swojej wyprawy wybrałam odnogę szlaku bursztynowego przebiegającą
przez Pragę - mówi pani Mirosława. - Taki wybór jest podyktowany pewnym
sentymentem, jakim darzę to miasto. Studiowałam tam zaocznie
kulturoznawstwo. Szlak bursztynowy był pierwotnie tematem mojej pracy
magisterskiej. Niestety, sytuacja rodzinna mocno mi się skomplikowała i
musiałam go zmienić.
Na trasę swojej wędrówki z Pragi z Kotliny Czeskiej Mirosława Stroińska
wyruszyła 30 lipca.
- Przygotowanie takiej trasy, to mrówcza praca - przyznaje pani Mirosława. -
Po obronie pracy magisterskiej dostałam 30 dni urlopu. Aby zdążyć jeszcze
"zaliczyć" Gdańsk udało mi się dostać jeszcze trzy dodatkowe dni. Ludzie
zazwyczaj są przyjaźnie nastawieni. Pomagają przetrwać najtrudniejsze
chwile.
Główny szlak bursztynowy w Cesarstwie Rzymskim stał się celem pieszej
wyprawy 49-letniej poznanianki Mirosławy Stroińskiej. Kobieta przewędrowała
już ponad 900 kilometrów tego historycznego traktu. We wtorek wyrusza z
Tczewa i planuje dotrzeć do Pruszcza Gd.
- Najpierw miałam iść przez Skowarcz, ale jeszcze mam w pamięci wędrówkę
„jedynką” w okolicy Torunia i nie chciałabym powtórki tamtego odcinka - mówi
Mirosława Stroińska.
Jej wczorajsza wędrówka po terenie powiatu tczewskiego wiodła z Rudna, przez
Międzyłęż, Mały Garc, Rybaki, Małą Słońcę, Gorzędziej, Bałdowo.
- W Tczewie zakończyłam wędrówkę koło wieży ciśnień - mówi pani Mirka.-
Przemierzyłam około 26 kilometrów. Teraz marzę o kąpieli i noclegu.
Podczas ponadmiesięcznej wędrówki nie brakowało trudnych chwil. Takie
przeżyła w okolicy Wrocławia, kiedy woda zalewała ulice.
-
Najtrudniej było wówczas o nocleg - wspomina. - Zwichnęłam nogę. Musiałam na
kilka dni przerwać marsz.
Niecodziennych wrażeń dostarczyła jej trasa wzdłuż wybrzeża na płw. Sambii.
- W dawnych czasach kupcy też wędrowali na północny kraniec Sambii - mówi
Mirosława Stroińska. - Pewien odcinek trasy skracali sobie pokonując go
drogą wodną przez zalew. Teraz jednak nie jest to możliwe ze względu na
przebiegającą tam granicę. Przedzierałam się do drogi przez rozlewiska,
chaszcze. To tam spotkałam „poławiaczy” bursztynu. Łowili jantar, tak jak
ryby siatką. To było niesamowite przeżycie móc potrzymać w ręku świeżo
wyłowione sporej wielkości bursztyny.
Dzisiaj pani Mirosława zdobędzie 1000 km podczas swojej wędrówki,.
Przypadnie on kawałek za Pruszczem Gdańskim.
Dziennik Bałtycki - Krystyna Paszkowska, fot. Andrzej Połomski - 12.09.2006
Urzędniczka na bursztynowym szlaku
Fascynacja bursztynem, że 49-letnia Mirosława Stroińska z Poznania pokonała piechotą tysiąc kilometrów.
Siedząca na co dzień za biurkiem urzędniczka, przez ostatnie sześć tygodni podążała śladami celtyckich kupców. W wędrówce nie przeszkodziła jej nawet skręcona noga. Wyprawę rozpoczęła w Pradze. W końcu zawitała do Pruszcza Gdańskiego. – Zawsze fascynował mnie bursztyn – mówi pani Mirosława. – Moja praca magisterska miała traktować o części Bursztynowego Szlaku, zwanej celtycką. Zebrałam sporo materiałów i... napisałam na inny temat. Tą wyprawą spełniam swoje marzenia. W ostatnim stuleciu przed naszą erą, handlarze jantarem wyruszali z Aquileii, leżącej nad Morzem Adriatyckim. Podążali przez obecną Austrię, Czechy, Polskę do Sambii nad Bałtykiem. Idę ich śladami.
– Ze względu na skromne fundusze, marsz rozpoczęłam w lipcu w Pradze. Największym problemem był brak szczegółowych map i nieoznakowane drogi. Mimo, że przez trzy miesiące przygotowywałam notatki, często błądziłam, zbaczając z trasy. Zupełnie, jak dawni podróżnicy. Zaskoczyła mnie gościnność ludzi w mijanych miastach. Zaczepiali mnie i chętnie słuchali o celu podróży – opowiada o swej przygodzie.
Podróżniczka najmilej wspomina pobyt w Rosji. Wojsko pozwoliło jej przejść przez teren nadmorskiego poligonu, służąc wszelką pomocą. – To było niesamowite przeżycie – zapewnia Mirosława Stroińska. – Jeszcze większą przygodę przeżyłam, gdy dotarłam nad brzeg Bałtyku w obwodzie kaliningradzkim. Jedna z rodzin – poławiacze jantaru – pokazała mi swoje trofea. Trzymając okazałe bryły bursztynu w dłoniach, czułam się niewyobrażalnie szczęśliwa. Po to właśnie szłam. By poczuć prawdziwe piękno. Z wrażenia zapomniałam nawet zrobić zdjęcie. Z Kaliningradu autobusem wróciłam do Konarzewa-Opaleń w Polsce. Podążając odnogą Bursztynowego Szlaku wzdłuż Wisły, chciałam dotrzeć do Gdańska, a później do Starzyna. Niestety, straciłam pięć dni, gdyż leczyłam skręconą nogę. Podróż zakończę zatem w Trójmieście. To, co zobaczyłam wystarczy mi na długo. Nie zależało mi na zdobyciu "złota Bałtyku". Chciałam je tylko zobaczyć, dotknąć i poczuć.
Dziennik Bałtycki - Katarzyna Sikora - 2006-09-14
GŁOS WIELKOPOLSKI
Echo Miasta Poznań poniedziałek 25 września 2006
BURSZTYNOWA WĘDRÓWKA
Poznanianka Mirosława Stroińska przeszła na piechotę 1020 kilometrów z czeskiej Pragi do Gdańska śladem szlaku bursztynowego. Już dziś szuka chętnych do kolejnej wędrówki
Przemierzyła lasy i szosy, jak niegdyś kupcy idący bursztynowym szlakiem. Spełniła tym swoje marzenie. Pomysł zrodził się wiele lat temu. – Zawsze bardzo lubiłam bursztyn. Chciałam napisać pracę magisterską na temat szlaku bursztynowego. Jednak najpierw postanowiłam, że zbiorę niezbędne materiały i sama przejdę wytyczonym przez kupców szlakiem – opowiada nam Mirosława Stroińska.
– Niestety, nie udało się. Dlatego pracę na kulturoznawstwie obroniłam z tematu dotyczącego dzielnicy żydowskiej. Ale marzenie o wędrówce śladami bursztynu pozostało – mówi Stroińska. Choć jest pracownikiem biurowym, zawsze drzemała w niej chęć do podróży. W tym roku wiedziała już, że dostanie zgodę na dłuższy urlop. Zaczęła wszystko planować. – Musiałam przygotować dokładną trasę.
Długi dystans
Postanowiłam, że wędrówkę rozpocznę w Pradze. Na tyle pozwalały mi środki.
Jasne, że wolałabym pójść od samej Aqvilei, ale to następnym razem – dodaje.
Na dość szczegółowych mapach rysowała każdy odcinek swojej drogi.
– Nie było to łatwe, bo mapy są drogie. Jednak jakoś dałam radę:
kopiowałam, ściągałam z Internetu, bardzo pomagali mi znajomi i przyjaciele
– wyjaśnia. W sumie kilkadziesiąt kwadratów-map, wszędzie na fioletowo
wyznaczona droga do celu. Wędrówkę rozpoczęła 30 lipca. Wtedy wyszła z
Pragi. Pierwszego dnia przeszła aż 34,5 km, choć zaplanowanych było tylko 20 km. – Nigdzie nie było noclegu, musiałam iść tak długo, aż coś znalazłam –
wspomina. Nogi bolały. Mimo że kilka miesięcy wcześniej starała się
przygotować do przejścia tak długiego dystansu.
– Starałam się iść wzdłuż wyznaczonej trasy, jednak nie zawsze było to
możliwe. Czasem na drodze stawał las, innym razem
w miejscu, gdzie miał stać
most, wcale go nie było
– opowiada.
Zdarzało się, że
musiała wędrować intuicyjnie.
– Dochodzę do miejscowości,
patrzę na mapę, atu zupełnie
inna nazwa. Trzeba było
wracać – mówi. Najpierw
spalona słońcem, a później
mokra od deszczu i zabłocona.
– Jak weszłam do jednego
pensjonatu, ludzie patrzyli
na mnie jak na zjawisko
– śmieje się poznanianka.
Bagaż doświadczeń
Raz przeżyła kryzys. – Szłam
bardzo długo, była już późna
noc, a w okolicy nie było żadnego
hotelu, schroniska,
pensjonatu. Dosłownie nic.
Pustka. Po 14 godzinach
marszu, o 5 rano doszłam
wreszcie do jakiegoś hotelu
– opowiada. W dodatku
zwichnęłam nogę i musiałam
wrócić do domu, by ją wykurować.
Poza tym złamałam
jedną ze swoich zasad: przejechałam
5 km samochodem.
Ale wróciłam na szlak
– mówi Mirosława Stroińska.
Szła dalej z ciężkim plecakiem.
– Śpiwór, karimata,
spodnie, koszula, spódnica,
bielizna – wymienia zawartość
bagażu. Poszła nawet
do rosyjskiej Sambii. Wojsko
pozwoliło jej przejść
przez nadmorski poligon.
Do Poznania z Gdańska wróciła 14 września o 2 w nocy.
– Teraz w listopadzie chciałabym
przemierzyć 5 kilometrów,
które przejechałam busem.
Może ktoś chciałby zrobić
to ze mną? – zachęca
Stroińska. Poszukuje też
sponsorów, którzy pomogliby
przejść dalsze odcinki
szlaku. – Może jakiś student
pójdzie ze mną i napisze na tej
podstawie pracę magisterską ?
– podpowiada podróżniczka.
Mirosława Stroińska właśnie w tych lnianych spodniach i koszuli przeszła
odcinek
bursztynowego szlaku
Lidia Mamys, fot. M. Zakrzewski
Ciekawe. Polka na europejskim szlaku
bursztynowym
Śladami kupców rzymskich
Zaczyna ożywać starożytny szlak wędrówek Rzymian po bałtyckie "złoto".
Jako pierwsza
pieszą wędrówkę po tej unikatowej drodze handlowej zainaugurowała pani
Mirosława Stroińska z Poznania. Przemierzyła już ponad 1000 km. Z Pragi -
stolicy Czech - przez Wrocław, Kalisz, Toruń, Malbork doszła do Gdańska -
światowej stolicy bursztynu. Odwiedziła równie naszą redakcję. Nawiązała
kontakt z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Bursztynników.
- Bardzo ważna przy wyznaczaniu trasy wędrówki była dla mnie zgodność z
dawnym szlakiem bursztynowym - opowiada pani Mirosława.
- Ciesz
się ze swej wizyty w Gdańsku. Tutaj, po raz pierwszy podczas mojego marszu,
otrzymałam w prezencie bursztyn...
Z Gdańska pani Mirosława pójdzie do Starzyna i do Elbląga. (K.N.)
Mirosława Stroińska przed Muzeum Bursztynu w Gdańsku. Wędruje jak starożytni Rzymianie - bursztynowym szlakiem. FOT. PRZEMYSŁAW ŚWIDERSKI
Dziennik Bałtycki - Kazimierz Netka - 2007-07-30
αmber.com.pl
czwartek, 02 sierpnia 2007
Pieszo Bursztynowym Szlakiem
Autor: Anna Sado
Dzień Bursztynu był początkiem tegorocznej pieszej wyprawy Mirosławy Stroińskiej Bursztynowym Szlakiem.
Swoją
wędrówkę pani Mirosława rozpoczęła w ubiegłym roku w czeskiej Pradze i
przewędrowała pieszo ponad 1000 kilometrów na trasie Praga - Kłodzko -
Wrocław - Kalisz - Toruń - Kwidzyń - Filino (Sambia) - Mareza - Gdańsk. Jako
że nie wszystkie odcinki na tej trasie udało jej się przebyć pieszo,
postanowiła nadrobić te zaległości w tym roku. Swą wędrówkę rozpoczęła z
Targu Węglowego podczas obchodów Dnia Bursztynu 28 lipca i miała do
przejścia odcinki Gdańsk - Starzyno, Jelonki - Elbląg i Jordanów Śląski -
Pustków Wilczkowski przed Wrocławiem. Do 1 sierpnia udało jej się nadrobić
zaległości na terenie Polski – wczoraj po południu była w Ząbkowicach
Śląskich, a dziś zmierza autobusem do Pragi, gdzie ma jeszcze do przebycia
pieszo jeden krótki odcinek. Tam też ma zamiar spotkać się z
przedstawicielami lokalnej gazety, która w ubiegłym roku relacjonowała jej
wędrówkę. Jeśli wystarczy jej czasu, być może pójdzie jeszcze kilka
kilometrów w kierunku Akwilei, choć odcinek Praga - Akwilea jest
przewidziany na przyszły rok. A do tego czasu będą trwały gruntowne
przygotowania do tej wyprawy, polegające przede wszystkim na zgromadzeniu w
miarę dokładnych map – po ubiegłorocznej wędrówce to właśnie one okazały się
największym problemem, ponieważ były zbyt niedokładne. Problemem są także
ograniczone fundusze – sponsorzy mile widziani! Ponadto pani Mirosława ma
zamiar nawiązać kontakt z placówkami muzealnymi na trasie jej marszu, aby te
informowały okolicznych mieszkańców o jej planach, i w nadziei na większą
przychylność z ich strony.
Mirosława Stroińska ma 50 lat i jest pierwszą kobietą, która podjęła
wyzwanie przejścia Szlaku Bursztynowego z Sambii aż po Akwileę. W
niedalekiej przyszłości planuje także przejście wybrzeżem bałtyckim. Od
wielu lat jest zafascynowana tym tematem, a wędrówka jest spełnieniem jej
życiowego marzenia. O swojej wędrówce udokumentowanej licznymi zdjęciami
opowiadała w muzeach w Elblągu, Kaliszu i Poznaniu. Obecnie wystawę jej
zdjęć wykonanych w ubiegłym roku na Bursztynowym Szlaku można oglądać w
Warszawie w budynku KGP przy ulicy Domaniewskiej 36/38 do końca sierpnia br.
Podróżniczka wierzy w magiczną moc bursztynu – na drogę otrzymała
bursztynowy amulet od Stowarzyszenia Bursztynników, którego sponsorem była
firma Inkluzja Jacka Kocieniewskiego. I wygląda na to, że naprawdę złapała
„bursztynowego bakcyla” – kiedy się dowiedziała, że Bursztynowy Kogut nie
został dokończony podczas Dnia Bursztynu i kontynuacja wyklejania jest
planowana podczas targów Ambermart, najpierw była nieco rozczarowana, a
potem radośnie wykrzyknęła: „Muszę tam być!”
zdjęcie: Michał Kosior
Gazeta Wyborcza
Poznanianka maszeruje szlakiem bursztynowym
Szlak bursztynowy prowadzi z włoskiej Akwilei przez Pragę nad wybrzeże
Morza Bałtyckiego. Poznanianka Mirosława Stroińska ruszyła w ubiegłym roku
na północny odcinek szlaku: z Pragi do Gdańska. Jednak wtedy trzech
fragmentów historycznej trasy nie udało się przejść, głównie z powodu
skrajnego zmęczenia lub koszmarnej pogody. Dlatego 50-letnia poznanianka
postanowiła tego lata uzupełnić "brakujące" kilometry, a w przyszłym roku -
wyruszyć z Pragi do Akwilei.
Jacek Łuczak: Gdzie Pani jest?
Mirosława Stroińska: Już w domu.
Jak to? Tak szybko?
- Bo i odcinki nie były długie: z Elbląga do miejscowości Jelonki, z Gdańska
do Starzyna i z Pustkowa Wilczkowskiego do Jordanowa Śląskiego pod
Wrocławiem. Wszystko trwało pięć dni z małymi przerwami.
I jak było?
- Początkowo fantastycznie, bo w Gdańsku na inauguracji Jarmarku św.
Dominika spotkała mnie miła niespodzianka. Międzynarodowe Stowarzyszenie
Bursztynników organizowało tam happening, którego symbolem był kogut.
Happening polegał na oklejaniu tego koguta kawałkami bursztynu. Poproszono
mnie, bym to święto rozpoczęła. Tego dnia otrzymałam też w prezencie
pierwszy bursztyn na mojej trasie. Na pewno zaniosę go do Włoch.
Natomiast odcinek z Elbląga do Jelonek to był horror. "Powtórka z rozrywki"
z ubiegłego roku. Musiałam iść szosą, krajową "jedynką". Cały czas padało,
kilka razy musiałam się przebierać. Ludzie płacą ciężkie pieniądze za sporty
ekstremalne, a wystarczy ich wysłać na tę szosę w deszczu. Kierowcy nie
zwalniają, widząc pieszych. Dostałam nauczkę. Na następną wędrówkę wezmę
składany parasol, bo płaszcz przeciwdeszczowy tak dobrze nie chroni podczas
ulewy. Przyda się też mała suszarka, żeby wysuszyć buty, bo w mokrych
skarpetkach szybko robią się odparzenia. Później było już nieco łatwiej.
Dotarłam nawet do Pragi i tam też przeszłam odcinek w centrum miasta, który
poprzednio przejechałam.
Natomiast do Poznania wracałam w nocy z młodzieżą jadącą na Woodstock.
Dlatego podróżowałam na stojąco, jak za dawnych czasów.
Teraz, kiedy już pierwsza część szlaku w
komplecie, przygotowuje się Pani do drugiego etapu z Pragi do Akwilei?
- Tak, mam nadzieję, że uda się to zrobić w przyszłym roku. To krótszy, ale
trudniejszy odcinek, zarówno finansowo jak i geograficznie, bo to będzie
droga przez góry. Jednak wiem, że Poznań mi pomoże. Wiceprezydent Maciej
Frankiewicz obiecał pokryć część kosztów związanych z noclegami, a ja będę
za to promować Poznań za granicą. Już udało mi się kupić bardzo dokładne
mapy odcinka czeskiego do granicy z Austrią. Wyruszę, kiedy wszystko będzie
dopięte na ostatni guzik. I kiedy zrobię komisyjne ważenie plecaka, bo jest
niemiłosiernie ciężki.
Rozmawiał Jacek Łuczak - 2007-08-03
GŁOS WIELKOPOLSKI